Leżę sobie na łące,
gryzę łodyżkę trawy,
muskam chmury płynące.
Ot tak! Dla zabawy.
Nieba rękami dostaję,
rzeźbię matuli twarz.
Nietknięte pozostaje;
Dłuto, pędzel i gwasz.
Nie znam swoich rodziców,
dziadków mam też NN.
Służę od lat u dziedziców
I czasem płaczę przez sen.
Przeganiam obłoki batem,
leżąc na łące pośrodku,
łączę je babim latem
i mam mój wywód przodków.
Dlaczego kreślę w obłoku?
– Materia wszak ułudna –
Zamiast rysować w bloku?
Odpowiedź nie jest trudna.
Kto w mym wywodzie pogrzebie,
pomiesza bez mojej zgody,
wyleje prosto na siebie,
z chmur kubły zimnej wody.
Zobaczę winowajcę
co przemókł do suchej nitki
to potraktuję jak zdrajcę
by popamiętał zbytki.
Wiem, że wiatr to rozgoni,
że wywód niewart dukata,
lecz pozostaje mi po nich
choć nitka babiego lata.
Jerzy Wnukbauma