Gen dobry!

Powyższy tytuł może sugerować, że skoro jest dobry gen, to zapewne jest też zła, mniej doskonała jednostka dziedziczności. Wszystkich oczekujących na analityczne, genetyczne wypracowanie, oraz wszystkich zwiedzionych powyższym tytułem – przepraszam. Nie mam zielonego pojęcia o genetyce, dlatego artykuł nie będzie o badaniach genetycznych, o DNA, genotypach, haplogrupach czy innych dla mnie niezrozumiałych zagadnieniach. Będzie natomiast o zachowanych na piśmie „wybrykach” naszych przodków.

Przeglądając stare, archiwalne księgi, natrafiałem czasem na akty, których zapis odbiegał nieco od szablonowych wpisów większości metrykalnych aktów. Gros takich przypadków stanowiły wpisy w aktach ksiąg zgonów i w alegatach. Były to wzmianki o samobójstwach, ofiarach morderstw i nieszczęśliwych wypadków. Niektóre takie akty są skarbnicą wiedzy o starych dziewiętnasto i wczesno dwudziestowiecznych czynnościach i sposobach postępowania ówczesnych służb policji, prokuratury i sądów w takich przypadkach. Można to wywnioskować na podstawie jednego, góra dwóch zdań wpisów poczynionych przez duchownych powołujących się na odnośne pisma wspomnianych organów. Pochówki pod krzyżem, na rozstajach dróg, pod cmentarnym murem stanowiły nierozłączny obrzęd postępowania z denatami w omawianym okresie. Wydawać by się mogło, że takie wpisy są wyłączną domeną aktów zgonów. Trudno sobie wyobrazić podobne wpisy w aktach małżeństw i urodzeń. Te, w moim odczuciu, emanują radością narodzin, lub szczęściem ledwo co poślubionych małżonków. A jednak. Byłem kilka razy zaskoczony. Ostatnio w księdze urodzenia natrafiłem na taką niespodziankę. Ktoś złośliwy z racji gry słów dziecko-niespodzianka, powiedziałby – trafiłeś facet na kinder niespodziankę.

Wertując stare dziewiętnastowieczne księgi urodzeń, kilkakrotnie natknąłem się na wzmiankę księdza o ojcach nowonarodzonych dzieci wywiezionych na Syberię. Początkowo uważałem fakty zesłania za chwalebne. Miło łaskotały mnie one po sercu. W kraju gdzie jedno powstanie goniło kolejne powstanie, nie brakowało ofiar carskich represji. Na wzmianki o zsyłkach w głąb Rosji reagowałem raczej pozytywnie przyjmując je za wynik rozprawienia się carskich siepaczy z krnąbrnym narodem. Zwłaszcza tu, w indeksowanej przeze mnie świętokrzyskiej parafii. W miejscu w którym ze względu na występowanie licznych oddziałów powstańczych, oraz toczących się na tym terenie walk, głośno jest nawet dziś przy okazji różnego typu uroczystości z okazji Powstania Styczniowego. Z błędu w którym żyłem wyprowadził mnie krótki wpis pisany cyrylicą w akcie urodzenia. Piszę go w czytelnej dla wszystkich formie fonetycznej – „…katorej muż wysłan w Sybir za ubitie…” tu imię i nazwisko ofiary porywczego męża matki dziecka.

Innymi zachowanymi na papierze archiwalnymi wykopaliskami dokumentującymi poczynania naszych przodków, są artykuły znalezione w starych, pożółkłych gazetach. Poniżej zamieszczam dwa wycinki z warszawskich gazet okresu międzywojennego. Pierwszy z „Expresu Porannego” z 10.04.1931r , drugi z „Dzień Dobry” z 12.12.1935r. Nie komentuję ich. Pozostawiam je ocenie czytających. Pierwszy artykuł, o aresztowaniu pięciu aferzystów w Kielcach, wybrałem z racji bliskiej mojemu sercu relacji Warszawa-Kielce. Drugi zamieszczam ze względu na wzmiankę o moim kuzynie w trzecim pokoleniu, dzielnie „podstawiającemu czoła” swojemu ojczymowi. Życiorys reprezentującego go adwokata Hofmokla-Ostrowskiego zamieszczony jest w WikipediA. Moim zdaniem on też jest godny polecenia. Ja po zapoznaniu się z jego biografią mogę tylko zacytować klasyka – „Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być…”

Jerzy Wnukbauma