Jerzego pisanie.

Skończyłem indeksowanie kolejnej, narzuconej sobie, części aktów z ksiąg parafii Bodzentyn. Teraz nadszedł czas na duchową higienę. Na odreagowanie i wyluzowanie. Po skończeniu i wysłaniu do geneteki kolejnej transzy indeksacji, nadeszła pora na porzucone przemyślenia i refleksje. Może nawet uwolnię wenę twórczą. Muszę tylko okiełznać trochę swoją fantazję. Nie mogę przecież zapominać o samo cenzurze, bo nie daj Bóg znowu ktoś wytknie mi kalanie własnego gniazda.

W trakcie obecnej odskoczni, zastanawiałem się jak określić i nazwać swoją działalność na niwie genealogii. O tym jak genealogiczna brać jest postrzegana w oczach innych pisałem na tej stronie w listopadzie 2012 roku w wierszu „O genealogach krążą różne głosy”. Nie wpisuję się do żadnej z tych kategorii. Po głębokim namyśle stwierdziłem, że w tym hobby, jestem trochę podobny do chłoporobotnika. Młodym nie znającym tej nazwy, wyjaśniam – była kiedyś taka społeczno-zawodowa peerelowska hybryda. Rekrutowana była z mieszkańców okolicznych wiosek do świadczenia pracy w miastach, a konkretnie w miejskich zakładach przemysłowych i w budownictwie. Według władzy ludowej ta kategoria społeczna miała być wiodącą warstwą społeczną socjalistycznego narodu. Nadzorując przed laty brygady składające się z chłoporobotników wyrobiłem sobie o nich znacznie odmienne zdanie. Według moich spostrzeżeń ci „pracownicy” opieprzali się przez osiem godzin, bo byli przemęczeni pracą u siebie na polu. Po powrocie do domów odpoczywali, bo byli zmęczeni pracą na budowie. Cały ciężar związany z obrządkiem zwierząt, utrzymaniem domu, pilnowaniem i wychowywaniem dzieci, spoczywał na ich żonach. Tu muszę się przyznać do drobnej nieścisłości. Do małego błędu. Do uogólniania i nie różnicowania płci chłoporobotnika. Łatwo mi to przyszło, bo w języku polskim nie ma feminatywów dla tej grupy społecznej. A pracowałem też z płcią piękną – z „chłopkorobotnicami”. Były przeciwieństwem facetów.  Robotne, odpowiedzialne i zdyscyplinowane. Można było panowie?

Skąd więc u mnie porównywanie się do chłoporobotnika? (Złośliwców proszę o nie wyciąganie pochopnych wniosków i nieutożsamianie mnie z przemądrzałym chłopkiem roztropkiem). Zaliczyłem się do tej kategorii, bo podobnie jak chłoporobotnik pracuję na pół gwizdka. Niewydajnie! Trochę dla „firmy”, a trochę dla siebie. Co za tym idzie większość obowiązków domowych spada na moją żonę. Pora to zmienić.

Na początek proponuję administratorom zawiadujących tą stroną, by zmienili nazwę zakładki Menu w której zamieszczam moje wierszyki i felietony. Proponuję zmianę nazwy odsyłacza z „Jerzego pisanie”, na inną nazwę. Taką, która nie sugerowałaby tak jednoznacznie autora i pozwoliła innym na publikację swoich przemyśleń. Proponuję zmienić „Jerzego pisanie” na niosące regionalny akcent „Kazania świętokrzyskie”. Moim zdaniem, ta nazwa nie odstraszy chętnych mających coś do powiedzenia i przelania swych myśli na genealodzy-kielce.pl. Wtedy kazań może być tu dostatek. Na każdy dzień. Jak w manuskrypcie – Kazania na dzień św. Katarzyny, św. Michała, św. Mikołaja, Korneli, Maćka…  Daj Boże by trafił się ktoś, kto staropolskim powiedzeniem zwróci się do mnie – Daj, ać teraz ja pobruszę, a ty idź poczywaj”.  Wówczas jak Czech Bogwał  zlituję się nad żoną i za nią poobracam domowe żarna.

Jerzy Wnukbauma.