Niektórzy ludzie różnicują swoje babcie. Dla tych ludzi, jedna babka jest babką, o drugiej zaś mówią czule – babcia, a nawet znacznie cieplej – babunia. Skąd takie poróżnienie i wartościowanie babć? Winię tu trochę naszych rodziców, bo dla nich jedna z naszych babć była mamusią, a druga teściową. Dla mnie babcia to babcia. Nie robiłem i nie robię żadnych wyjątków. Moje babcie segregowałem tylko pod względem nazwisk. Jedna była babcią Baumową, a druga babcią Urzyczakową. Tą drugą ponieważ nosiła takie samo jak ja nazwisko, dla odróżnienia nazywałem też warszawską babcią. O obu moich babciach zacząłem mówić w mniej pozytywnej, twardszej językowo formie, gdy zacząłem zajmować się genealogią. Wtedy to obie moje babcie stały się babkami. Z czysto prozaicznej przyczyny. Bo w genealogicznym nazewnictwie nie ma babuń, babć, babuniek. Wszystkie zostały wsadzone do jednego wora i o wszystkich bez wyjątku matkach naszych rodziców w genealogii mówi się – babki. Ponieważ zawsze są dwie, dla odróżnienia jedna nazwana jest babką ojczystą, a drugą cała genealogiczna brać nazywa babką mateczną. I wszystko jasne. Ja miałem szczęście, bo miałem w życiu fajne babki! Tu szybko wyjaśniam, że nie chodzi o moje przygodne romanse, a o moje kochane babunie.
Warszawska babcia.
Któregoś dnia w domu sprzątanie.
„Przyjeżdża babcia i już zostanie!”
– krótko, rzeczowo rzekła mamusia –
„Przyjeżdża matka twego tatusia!”
– dodała szybko nie kryjąc złości,
ja nie posiadłem się z radości.
Mogłem pochwalić się na dzielnicy;
– „Babcia przyjeżdża ze Stolicy!”
Nazajutrz matka mnie rano budzi
Ubierz się ładnie, idziesz do ludzi!
Pójdziesz po babcię z ojcem na dworzec!
Wystartowałem jak odrzutowiec.
Matka się jeszcze po kuchni krząta,
piecze, gotuje i kończy sprzątać.
Ustawia ojca nerwowym głosem.
Ojciec zaciągał się papierosem.
I nadszedł czas babci wizyty.
Pociąg przyjechał, hamulców zgrzyty,
głos w megafonie – „Tu stacja Kielce….”
Oj! Biło mi szybciej wtedy serce.
Bałem się w tłumie babcię przeoczyć,
chciałem na barki ojcu wskoczyć.
Wtem ojciec krzyknął głośno – Jest!
Wykonał w jej kierunku gest.
Kiedy z pulmana babcia wysiadła,
szczęka mi zaraz na dół opadła.
Nie wyglądała jak warszawianka,
lecz jakby zawsze mieszkała w Jankach
i pracowała ciężko na roli –
A ojciec mówił – „Babcia jest z Woli”.
No dobra z Woli, ale jakiej?
Znałem Wól kilka, będąc dzieciakiem.
Czułych powitań nie było końca.
Łza błysła tęczą w promieniach słońca.
Jak podróż babciu? – spytałem babkę;
Na głowie miałam z Raszyna gromadkie…
Tutaj splunęła. Wypluta ślina
świadczyła co myśli o tych z Raszyna.
Tu pokraśniały moje lica.
Tak reaguje tylko Stolica.
Złapał dorożkę przed dworcem tata.
Babka krzyknęła –”Jadziem! Sałata!”
Cicho załkała ma dusza wrażliwa –
fiakra przyrównać do warzywa?
Za nic godności do człowieka!
To jest początek, a co mnie czeka?
Co kumplom powiem? Głowa mnie boli.
Będą się śmiali –„ z Jachowej Woli”.
Nasza dorożka w Zagnańską wjeżdża
Babka spytała – „Co tak zajeżdża?”
Kulę się przy tym, bo jeszcze troszkę,
to coś uderzy z hukiem w dorożkę.
Lecz uspokoił mnie głos taty –
– „Mamo, w pobliżu są „Fosfaty
to od nich takim smrodem zionie.”
Parsknięciem rację przyznały konie.
Dojechaliśmy dzięki Bogu.
Matka nas wita w samym progu,
babka wskazując na białą chmurkę
spytała matkę – „Gdzie masz podgórkie?
To gdzie ty wieszasz pajeńczyne?”
Matka zrobiła zdziwioną minę.
Dziś wiem – podgórka to jest poddasze
A pajeńczyna to sznurki nasze.
Po obiedzie wyszedłem z babką
pochwalić się przed kumpli gromadką.
Babka kupiła mi wtedy pączka.
Wyrwała mi go łobuza rączka.
Wkroczyła babka –„ Jak zdzielę z trypa
to z winerami będziesz pomykał”.
Łobuz dla babki był pełen uznania
odtąd z daleka się do niej kłaniał.
Na drugi dzień, gdy wstałem rano
rzeczy już miały nowe miano.
Ancug, arbuz, bety, sztany,
gica, glaca, mojka, glany,
jarać kiepy, kapustosy,
ferfeniksy, lakierosy,
limo, lipko, owoc kurzy…
Spis dialektów miałem duży.
Śmieszyły mnie, gdy byłem dzieckiem,
mej babki „mowy staroświeckie”,
a nade wszystko jej mazurzenie;
„Po ile?” zamiast – w jakiej cenie?,
podała „renkie”, skręciła „nogie”,
zachwyt babuni – „O! Ja nie mogie!”
Dzisiaj mą babkę wspomnę z uśmiechem
i wiem, że babka gamzała Wiechem.
Jerzy Wnukbauma