WIECZÓR W MUZEUM: historia kieleckich osiedli. Krakowska Rogatka

Rogatka

grafika wieczór w muzeum
Termin wydarzenia:
środa, 22.06.2022, 17:00

Rogatki miejskie, nazywane też celbudami funkcjonowały jeszcze na początku XX w. Były to domki rogatkowe przeznaczone dla strażników, którzy pobierali tzw. opłaty kopytkowe za wjazd do miasta i zabezpieczali je przed kontrabandą. Stanowiły one ważne źródło dochodów miejskich. Jedną z kilku powstałych w początkach XIX w. kieleckich rogatek była rogatka krakowska „Przy trakcie Krakowskim”. W związku z całkowitą likwidacją opłat rogatkowych w 1931 r. rogatki miejskie, w tym i rogatka krakowska uległy likwidacji. Obecnie nazwą Rogatki Krakowskiej określa się bliżej nieokreślony teren pomiędzy zbiegiem ulic Jana Pawła II, Ogrodowej, Seminaryjskiej i Wojska Polskiego, a budynkiem Wojewódzkiego Domu Kultury przy ul. Ściegiennego. Jest to jedyne świadectwo funkcjonowania w Kielcach dawnych rogatek miejskich. O nich właśnie opowie opowie Leszek Dziedzic na środowym spotkaniu w Muzeum.

Pora na bajki.

Prezes ogłosiła wakacyjną przerwę. Ja na przerwę nie reaguję nerwem. Ja genealogię traktuję po-wa-żnie. Księgi w archiwach badam rozważnie. Lecz gdy za długo robi się wzniośle, wtedy strajkuję i myślę o wiośnie Wymieniam szybko Klio na Talię – ptaszki śpiewają, pachną konwalie, żaby kumkają, bocian kleknie. Przodek mi przecież nie ucieknie. Za sprawą Tali mi się zdarza, że się zabawiam w bajkopisarza i z mego hobby robię jaja. To mnie wycisza i uspakaja. Piszę, rymuję, wymyślam bajki? Gdy mam już dosyć, zawieszam strajki i znowu wracam do mych korzeni. I tego cyklu nic już nie zmieni.

 

Był sobie król, był sobie paź i była też królewna.

Znalazłem perłę w Liber Copulatorum,
którą się pochwalę na tutejszym forum.
Akt jest unikatem, bo w bajkach się zdarza,
by piękna królewna poślubiła pazia.
Lecz zanim ksiądz nad nimi skreślił krzyża znak,
upłynęło wiele czasu. Zaczęło się tak.

Dawno, dawno temu na królewskim dworze,
paź zapragnął dzielić z królewną jej łoże.
Nie mógł jeść i spać. Umysł miał zmącony.
Pragnął tylko pieścić pierś jej jak balony.
Gdy się do niej zbliżał, spojrzeń jej unikał,
jąkał się, pąsowiał… Poszedł do medyka
i z miejsca wyznaje co leży na rzeczy;
-” Dam ci to co zechcesz, byleś mnie uleczył!”

Królewski medyk, człek wielce uczony,
zastanowił się jak pomóc, gdy paź napalony,
by wilk się nasycił i owca została,
a jemu niemała nagroda dostała.
Wymyślił i mówi – „Nie martw ty się wcale!
Pomogę ci i zaradzę, lecz jest jedno ale!
Gdy tylko z królewną zaspokoisz żądze,
przestań o niej myśleć, a mnie dasz pieniądze.

Gdy tylko z medykiem paź transakcji dobił,
eskulap jak powiedział tak niebawem zrobił.
W maglu, w gorset królewny, wsypał medykament.
Nazajutrz na dworze powstał zgiełk i zamęt,
bo królewna przy wszystkich za piersi się łapie,
tarmosi je, miętoli i do krwi pierś drapie.
Obnaża się przy dworkach, negliżu nie skrywa.
Będzie z tego skandal. Król medyka wzywa.

Medyk zbadał królewnę i mówi do króla;
„Będzie uleczona Mości Królu córa
i przykre swędzenie bezpowrotnie minie.
Wezwij Panie pazia. Ma specyfik w ślinie.
Antidotum na to… – kłamie jak najęty,
starczyła by woda, mydło i kropelka mięty.
Król przyzywa pazia, medyk dał gaziki.
Jak paź leczył królewnę? Zamilkły kroniki.

Tu w zasadzie mógłbym skończyć już kanconę.
Paź dostał pół królestwa i królewnę za żonę.
lecz medyk żądał dopłaty, bo nagroda spora.
Nic ci nie dam – mówi paź – W nosie mam doktora!
Nie dasz? – syknął medyk – Sam przylecisz bracie!
Poszedł więc do pralni, znalazł króla gacie.
Rano król się w kroku drapie – Zaraza? Świerzb? Kiła?
Z nagłym błyskiem w oku po pazia posyła.

Morał tej bajeczki –
Lecząc się prywatnie możesz popaść w długi.
Jak się dobrze zastanowić jest też wniosek drugi.
Czy tak dużo się zmieniło od monarchy pory?
Dla korzyści majątkowych na NFZ „doktory”
przepisują za sto procent „koncernowe” leki
i zostajesz goły wychodząc z  apteki.

Jerzy Wnukbauma.

Powróćmy jak za dawnych lat?

Ciepły, majowy dzień. Pora kwitnących kasztanów. Zazwyczaj o tej porze roku w mediach dominują wiadomości o maturalnych zmaganiach naszych zstępnych. Celują w nich tematy maturalne. Ja niestety, nie przypominam sobie moich tematów na maturze. Było to dawno, dawno temu. Nic dziwnego, że nie pamiętają ich nawet najstarsi, świętokrzyscy górale. Niedawno przeczytałem gdzieś, że mój rocznik miał na maturze z języka polskiego pod górkę. Z prostej przyczyny. By ją zaliczyć, oprócz wiedzy, trzeba było mieć jeszcze esprit. Trudny obcy wyraz. Cokolwiek on znaczy – nie mieliśmy chyba łatwo. Za sprawą; maja, wiosny, słońca i matur, trochę się rozmarzyłem. Czy ja wtedy miałem esprit? A jeśli go nie posiadałem? Zastanawiam się, co by było gdyby ówczesny minister ogłosił reasumpcje mojej matury? Mam nadzieję, że nie musiałbym „popisywać się” narzuconym tematem. Z racji wieku miałbym chyba prawo wyboru dowolnego tematu. Gdybym dzisiaj miał pisać pracę maturalną z języka polskiego chciałbym napisać coś o cnotach niewieścich naszych prababek w świetle literatury oraz starych, archiwalnych dokumentów. Dlaczego taka tematyka? Bo jest na czasie. Zapunktowałbym też ówczesnemu ministrowi MEiN – wielkiemu propagatorowi cnót niewieścich i starych, polskich tradycji. Zgodnie z panującym w Ministerstwie Edukacji i Nauki trendem, cofnę się więc o kilka wieków i przyjrzę się naszym prababkom.

Wertując stare, dziewiętnastowieczne księgi metrykalne produkowane w parafiach, nietrudno zauważyć w nich małą  dysproporcję płci. Owszem! Kobiety występowały w aktach, lecz odgrywały w nich marginalną rolę. Przyjrzałem się więc, co na ten temat mówi ówczesna litera prawa. Celowo pominę okres staropolski. Z racji panującego wówczas prawa kanonicznego oraz prawa rzymskiego kobiety stały na z góry straconej pozycji. Wiadomo dlaczego, bo to słaba płeć. Według pojęć prawa rzymskiego kobieta była niezdolna do samodzielnego działania. Dlatego też pomimo posiadania nabytych praw majątkowych, najczęściej w postaci spadków, przyrównywana była (pod względem cywilno-prawnym) do osób wymagających stałej męskiej opieki. Najpierw ojca, później męża a w razie owdowienia przez męską familijną radę krewnych. W przypadku staropanieństwa, przez radę familijną składającą się ze stryjów i jej braci. Niewielkie zmiany w prawie kobiet wymusił upadek stanu rycerskiego. Wraz z dużym przyrostem niewielkich miast w Rzeczpospolitej zaczęło obowiązywać prawo magdeburskie. Było ono oparte na prawie rzymskim. Co ono wniosło dla kobiet?  Już w wieku 13 lat kobiety stawały się zdolne do zamążpójścia, pełnoletniość jednak osiągały w wieku 21 lat. Miały prawo do posagu. W razie osierocenia mogły odebrać swój majątek. Mogły? Uprawnienia kobiet wynikające z ówczesnego prawa w rzeczywistości były mocno ograniczone. Praktycznie nadal pozostawały pod opieką facetów i nie mogły samodzielnie podejmować decyzji. Nawet wybór męża nadal był im narzucany. W nieco lepszej sytuacji były wdowy. Zwłaszcza te mieszkające w miastach oraz te niezależne finansowo. Mogły one w większym stopniu decydować o sobie. Wybierać partnerów, zajmować się handlem lub rzemiosłem. Prowadziły karczmy, stragany, własne gospodarstwa…

Na początku XIX wieku kobiety doczekały się zmiany prawa. Stare prawo zastąpił nowy Kodeks Napoleona. Choć w założeniach miał opierać się na równości, nieograniczonej własności i swobodzie prawnej, zachował wiele zapożyczeń z dawnej epoki. Kobieta nadal była „wieczyście małoletnia”, niezdolna do samodzielnego decydowania o sobie bez zgody facetów z jej otoczenia. Ojca, męża, krewnych. Kobieta nadal nie posiadała dokumentów tożsamości, nie mogła przemieszczać się bez zgody „opiekuna”, nie mogła dysponować swoim dochodem. Kodeks Napoleona przewidywał wystąpienie kobiety o rozwód tylko w jednym przypadku – gdy mąż sprowadził swoją kochankę do domu. Poza domem – „hulaj dusza, piekła nie ma!”. Rozwodu zresztą też. Taki stan prawny utrzymywał się do końca I Wojny Światowej. Po 1918 roku kobiety pod względem prawnym zrównane zostały z płcią męską. Na całkowite równouprawnienie (za sprawą facetów), przyszło naszym babką jeszcze długo czekać.

Czytając i analizując materiały o prawach kobiet na przestrzeni wieków, zastanawiałem się czy wszystko czytałem ze zrozumieniem. Stary zapis – „Daj, ać ja pobruszę a ty poczywaj” przestałem odbierać jako akt dobrej woli i współczucia ze strony wypowiadającego te słowa. Zacząłem postrzegać je w sensie – Idź odpocząć, a ja zaraz cię dojadę. Rozważałem przy tym, skąd takie parcie ministra do powrotu do starych pięknych, staropolskich tradycji? Do cnót niewieścich. Dla mnie taki powrót sprawia wrażenie ubezwłasnowolnienia kobiet. Po głębszej analizie dochodzę do wniosku, że może to być jednak motywowane zachowaniem partyjnych koleżanek Pana Ministra. Otóż, bogobojne, pokorne niewiasty, dobre matki i żony, bezwolne podległe woli rodzica (czytaj prezesa) i władzy męża posłanki partii rządzącej, na sali sejmowej zachowują się w sposób odbiegający od cnót niewieścich. Łapczywie pożerają obiadek w ławie poselskiej, pokazują wyciągniętego środkowego palca w wulgarnym geście, udają głuche stojąc pół metra od mówcy, dokonują reasumpcji przegranych głosowań… Wszystkich ich grzechów nie pamiętam. Widocznie minister wie lepiej. Tylko na miłość boską. Po co karać wszystkie kobiety?

Jerzy Wnukbauma.

 

Mały cesarz

Mój syn oberwał nieraz klapa.
Paskiem po pupie, rózgą po łapach.
Gdy zmężniał, przyrzekłem sobie,
że moim wnukom tego nie zrobię.
Mój wnuk będzie dla mnie cesarzem.
Uczynię wszystko co mi rozkaże.
Niech rośnie duży i żyje zdrowo!
Co najważniejsze – bez-stres-owo.

Leżę jak król. Ktoś głośno puka.
To syn z synową przywieźli wnuka.
W progu ujrzałem moją rodzinkę
– „Przypilnuj dziecka przez godzinkę!”
Co miałem robić? Powiedzieć nie?
Tak miało być i wnuk tak chce.
Gdy drzwi zamykał, mówię synowi –
„Tutaj mu będzie jak cesarzowi”.

Rodzice wyszli, a mały smarkul,
mój telewizor bierze na ful.
Od razu mi skoczyła gula,
lecz cesarz wyżej stoi od króla.
W uszach dudniła głośna muzyka
a wnuczek biegał i kozły fikał.
Ze zgiełkiem wrodził się do matki.
W uszy wsadziłem tłumiące wkładki.

Z głośników głośna muzyka leci
a wnuk mnie pyta – Skąd są dzieci?
Co powiem? Kapusta nie wchodzi w grę,
bo jak zobaczy, że bigos żrę,
inaczej mówiąc – bigos podjadam
to wyjdę jeszcze na ludojada.
Boćkiem osiągnę odwrotny skutek.
Gotów pomyśleć, że jest podrzutek.

Nie! Nie pokarzę złączonych much,
ani też tarcia brzuchem o brzuch.
Tu wnuk przerywa – Krzyś jest lepszy!
On wszystko wie! Mówił że pieprzył!
Kochany wnusiu! Mogłeś od razu
na wstępie użyć tego wyrazu.
Od MTV znam stację lepszą –
W TVP Info w kółko pieprzą.

Jerzy Wnukbauma

 

Spotkania”Świętogenu” maj i czerwiec 2022

Zapraszam na spotkania „Świętogenu” do Muzeum Historii Kielc ul. Św.Leonarda 4 na godz.17.00 w dniu 9 maja:

Temat 1 : Pamięć kulturowa czy epigenetyczna. Dziedziczenie traumy i stresów naszych przodków.
wykładowca : Barbara Kocela

Temat 2 : Indeksy z przeglądarki”Świętogenu” przedstawią: Renata Majewska i Maciek Terek

Dnia 6 czerwca br. Temat : Miłość zapisana w pocztówkach. O Izabeli Jastrzębskiej – Węgierkiewicz. Opowie Kornelia Major

zapraszam Kornelia Major

Walne Zgromadzenie

Świętokrzyskie Towarzystwo Genealogiczne „Świętogen” zwołuje w siedzibie Muzeum Historii Kielc ul. Św. Leonarda 4 dnia 4 kwietnia 2022 r o godz. 17.00 w II terminie godz. 17.30 Walne zgromadzenie- Sprawozdawczo- Wyborcze członków .

Za Zarząd :
Kornelia Major
Kielce,dnia 4 marca 2022 r.